Że faworki robi się w styczniu?
I że z założenia są tłuste ?
Nic. Bo w kuchni, można robić co się chce. I łamać wszelkie konwenanse. W życiu nie zawsze.
Faworki bez tłuszczu? Zdziwieni?
Moje faworki są pieczone w piekarniku. Więc nie zawierają żadnego smalcu czy oleju.
Są niewyrażalnie lekkie i kruche.
Jak dla mnie wspaniałe. Z rodzinnego przepisu ; )
Przepis od Prababci
10 żółtek
70 deko mąki krupczatki
pół kubeczka śmietany (to będzie około 100 ml)
łyżka cukru waniliowego
chlust spirytusu
Przygotowanie:
Wszystkie składniki połączyć. I wyrabiać ręcznie przez co najmniej 45 minut.
Ciasto rozwałkowujemy baaardzo, baaardzo cienko (dobrze jest widzieć słoje, jeśli używamy drewnianej stolnicy.)
Kroimy w paski, rąby. I formujemy faworki. Ja robię to tak:
Następnie wkładamy je do nagrzanego piekarnika i pieczemy 2-3 minuty aż się zarumienią.
Oczywiście można je też tradycyjnie usmażyć. Teoretycznie nie powinny pić tłuszczu, dzięki spirytusowi. Przed smażeniem do tłuszczu należy wrzucić ziemniaka.
Posypujemy cukrem pudrem i gotowe ; )
Ten chudszy to moja wersja light, a grubszy to tradycyjnie smażony. Nie widać różnicy, więc po co smażyć?
Kto się skusi na faworki w listopadzie?
xoxoWika ; )
Ja się skuszę! ;)
OdpowiedzUsuńGenialnie pomyślane.
I ja :)
OdpowiedzUsuńRewelacja :) na pewno spróbuję
OdpowiedzUsuńPatrzę nieufnie. Co jak co, faworkom nigdy nie chciałam odbierać tłustej kąpieli ;)
OdpowiedzUsuńChętnie zrobię Twoją wersję:)
OdpowiedzUsuńpieczonych faworków jeszcze nie widziałam, a szczerze mówiąc, tego tłuszczu zwykle jest za dużo w faworkach; wypróbuję!:)
OdpowiedzUsuńLubię faworki. :) Smakowite!
OdpowiedzUsuńAleż genialny pomysł. Prawdę mówiąc nigdy nie przepadałam za faworkami bo kojarzyły mi się ze staniem nad kuchenką w oparach gorącego tłuszczu. A jeszcze gorzej jak ktoś je robił i jadło się je po kilku dniach (ewentualnie godzinach) kiedy leżały takie nasiąknięte olejem albo smalcem.
OdpowiedzUsuńRobiłam obie wersje..Ja jednak wolę tradycyjną wersję,smażoną na tłuszczu..:))
OdpowiedzUsuńW listopadzie może nie, ale zawsze robię je na tłusty czwartek. W tym roku chyba skuszę się na taką zdrowszą wersję :)
OdpowiedzUsuńpamiętam jak w dzieciństwie siedziałam wpatrzona w stolnicę na której babcia wywijała i układała ciasto na faworki ... takie fajne wspomnienia mi obudziłaś tym wpisem :)... muszę spróbować pieczonych faworków :)
OdpowiedzUsuńNieźle pomyślane!! Faworki zawsze lubiłam nigdy też nie odstraszała mnie ich tłustość, ale w związku z tym, że ostatnio mimochodem i w sposób zupełnie nieplanowany się zaokragliłam- wersja faworków z piekarnika będzie bardziej wskazana :)
OdpowiedzUsuńświetny pomysł! rewelacja!
OdpowiedzUsuńzdrowiej, lżej, a dalej wspaniale:D
naprawdę super, bo uwielbiam faworki, ale rzadko jem z powodu kaloryczności, więc super! :)
OdpowiedzUsuńWeroniko ja po prostu jestem w Tobie zakochana :)- nie mysl tylko że jestem stuknieta (mam męża:)) )ale uważam że jesteś przpiękna!!!
OdpowiedzUsuńsuper przepis, a ja akurat staram się odchudzić :)))jak znalazł
Dzięki : * nie ma nic milszego niż usłyszeć to od Ciebie! Szczególnie, że oglądam master chefa głównie po to, żeby na Ciebie popatrzeć ; )
UsuńPieczone? Kurcze ciężko mi uwierzyć, że faworki można upiec;-) Czas się przekonać;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam chrust:)
OdpowiedzUsuńoo faworki:D jak dawno ich nie jadłam, taak, pewnie w styczniu:)
OdpowiedzUsuńAhhh....!:) Nie wiem, czy skuszę się na produkcję, moje ręcę wciąż cierpią po ostatnim wałkowaniu makaronu, ale mam ochotę zadzwonić z zamówieniem do mojej babci ;)) Ale do Twojego przepisu na pewno wrócę! W wersji pieczonej brzmią znacznie bezpieczniej...a jak ja już się dobiorę do faworków, znikają do ostatniego okruszka!
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu się na nie skusić bo już zapomniałam jak smakują...:(
OdpowiedzUsuńwidziałam gdzieś podobne rewelacje, w takim razie jest szansa, że sobie zrobię na tłusty czwartek :)
OdpowiedzUsuńwow jestem zachwycona tym przepisem, i jak pięknie wyglądają, bez tłuszczu!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMoje, moje! Od razu wrzucam do ulubionych! W końcu sposób na ten tłuszcz! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł na faworki bez tłuszczu :). Uwielbiam faworki, ale zawsze troszkę mnie przeraża ta ilość tłuszczu, którą pochłaniają.
OdpowiedzUsuńA mój mąż wczoraj poprosił o faworki, dodaję do ulubionych,muszę spróbować. Choć on to podejrzewam, że będzie prosił o takie na tłuszczu. Choć jak bym mu zrobiła gdy go nie będize w domu... to nawet by nie musiał wiedzieć. Może by się nie zorientował :)
OdpowiedzUsuńJa się skuszę! Co prawda już zaczął się grudzień, a to przecież listopadowe faworki. Z chęcią jednak bym się dorwała do talerza pełnego złocistych faworków :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
T.
uwielbiam faworki :)) ale mi na nie smaku zrobilas :)
OdpowiedzUsuńMniam! Uwielbiam faworki,a Twoja wersja wyjątkowo mi się podoba! :)
OdpowiedzUsuńChciałabym wypróbować ten wspaniały przepis,tylko proszę o informację w jakiej temperaturze piec ?
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam, Agnieszka :)
czy można je zrobić z mąki typ powyżej 1000 z wykluczeniem absolutnie pszennej?
OdpowiedzUsuń